wtorek, 25 września 2012

Nieznana plaża gdzieś w Meksyku



Nie jestem typem plażowicza. Plackiem leżę co najwyżej 5 minut a potem już mnie nosi. Jednak w Meksyku jest taka plaża gdzie mógłbym zostać trochę dłużej niż 5 minut.
Z Mexico City udaję się autobusem do miejscowości Pochutla. Trwa to całą noc gdyż trasa liczy prawie 800 km. Autobusy są całkiem komfortowe więc udaje mi się nawet zasnąć.

Ulice Pochutla - sklep papierniczy "Szczęśliwy ołówek"


Ulice Pochutla


Nad ranem docieram do Pochutla lecz nie jest to jeszcze koniec podróży. Po wymianie pieniędzy i zrobieniu zokupów, czekamy na collectivo czyli pickupy lub innego typu samochody służace jako transport na krótszych dystansach. Po paru minutach znajdujemy collectivo jadące w kierunku naszego celu czyli Zipolite.
Collectivo które dowozi nas do Zipolite

 
Po przybyciu na miejsce znajdujemy bez problemu hotel na plaży. Być może hotel to za dużo powiedziane bo poszczególne pokoje oddzielone są ścianami z bambusa przez które sporo widać, nie mają dachu a cały hotel pokryty jest strzechą.
Na plaży ledwie kilkanaście osób w tym hipisi oraz nudyści, którzy w kolejnych dniach zapraszali nas na tzw „nude run” czyli bieg golasów. 

Główna ulica Zipolite

Plaża w Zipolite i jej zabudowa bez betonowych hoteli i promenad

Około 2 kilometry plaży marzeń

W okolicach nie było wielkich restauracji czy betonowych hoteli,jednak tużobok hotelu mieszkała ok. 60 letnia gospodyni, która prowadziła niewielką jadłodajnię (choć w ciągu 3 dni nie widziałem tam nikogo oprócz nas). Jadłodajnia nie miała menu.Po prostu przychodziliśmy i pytaliśmy czy dziś możemy zjeść kurczaka lub rybę, a nasz gospodyni mówiła co dziś akurat może nam ugotować i to robiła.
Nasza wspaniała gospodyni przygotowująca obiad

 Pewnego dnia bolał mnie brzuch i poprosiłem o herbatę. Nasz gospodyni była dosyć zdziwiona, że chcę coś ciepłego ale jak usłyszała co mi dolega postanowiła przygotować mi coś ciepłego do picia. W tym celu podeszła do drzewa stojącego obok naszego stolika, zerwała 3 listki i zaparzyła mi „herbatę”. Nie wiem dokładnie co to było za drzewo, ale napar z liści pomógł.

Widok z tarasu naszego hotelu - ten ciemny łuk na dole zdjęcia to hamak

Wschód słońca na plaży w Zipolite

4 komentarze:

  1. Cała moja rodzina po obejrzeniu relacji z Twoich wypraw była pod ogromnym wrażeniem. Czasami po prostu ... zapiera dech. Mnie do tego stopnia zaintrygowały, że postanowiłem przeżyć również podobną przygodę. Tylko pozazdrościć ... ale myślę, że można wytyczyć sobie konkretny cel i uparcie do niego dążyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przede wszystim piękne zdjęcia - dla nich tu zaglądam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolega polecił mi zajrzeć i ... spędziłem trochę czasu aby obejrzeć i przeczytać wszystko. Wspaniała reklama miejsc o których rzadko się pisze i mówi.
    Podziwiam za wytrwałość, życzę powodzenia w dalszych wyprawach.

    OdpowiedzUsuń